W piątek do Żor zawitał szef MEiN, Przemysław Czarnek. Spotkanie z ministrem odbyło się w siedzibie żorskiego MOK-u, pod którym zebrała się spora grupa nauczycieli, pedagogów i mieszkańców. Polityk nie porozmawiał z protestującymi.
Nie da się ukryć, że Przemysław Czarnek w roli ministra edukacji budzi potężne kontrowersje, a niemal każde jego zdanie jest szeroko komentowane. Polityk nie ma najlepszej prasy, a opinie o jego poczynaniach i zmianach, które wprowadza w systemie szkolnictwa w Polsce nie są – delikatnie mówiąc – najlepsze.
W piątkowe popołudnie minister Czarnek przyjechał do Żor, aby wziąć udział w zamkniętym spotkaniu z samorządowcami z regionu i nauczycielami. Wśród osób biorących udział w spotkaniu znalazł się m.in. wiceprezydent Żor Daniel Wawrzyczek, poseł Teresa Glenc, a także pracownicy kuratorium i wielu lokalnych polityków.
Pod siedzibą MOK zebrała się spora grupa protestujących przeciwko polityce Czarnka, w tym przedstawiciele rybnickiego Związku Nauczycielstwa Polskiego, a także nauczyciele i mieszkańcy, którzy nie zgadzają się w wprowadzanymi zmianami w szkolnictwie zwanymi „lex Czarnek”.
Grupa protestujących przed żorskim MOK-iem. Czekali na ministra edukacji
Pod budynkiem ośrodka kultury pojawiły się liczne transparenty z sugestywnymi hasłami, m.in. "Dobry nauczyciel - mówi i pokazuje, bardzo dobry - inspiruje, a w Polsce odchodzi z zawodu" (z dopiskiem „Wynagrodzenie nauczyciela początkującego to 2690 złotych na rekę”, "Czarnek w środku, trąbcie!", „Chcemy szkoły na miarę XXI, a nie XX wieku” czy „Chcemy szkoły samodzielnej, a nie centralnie sterowanej”. Protest wsparli kierowcy przejeżdżający obok MOK-u, którzy głośno trąbili zachęcani przez uczestników manifestacji.
Manifestujących rozzłościło zachowanie szefa MEiN, który nie miał zamiaru podejść w celu skonfrontowania się z nimi. Co zrobił? Zamiast rozmowy i wysłuchania postulatów otrzymali „buziaczki”!
Minister Edukacji i Nauki jaki jest, każdy widzi. Podczas pikiety w Warszawie, w sobotę 15 października, do nauczycieli nie wyszedł. Za to przybył do Żor na spotkanie z wejściówkami tylko dla żorskich radnych i sympatyków PiS-u. Gotowym na spotkanie z ministrem nauczycielom, pracownikom niepedagogicznym i przyjaciołom szkoły pomachał z daleka i wysłał buziaczki? W każdym razie nie miał odwagi porozmawiać o postulatach, które wypracowali nauczyciele, rodzice, psycholodzy, pedagodzy i cała rzesza specjalistów i ekspertów. Po wszystkim uciekł przed nami z MOK-u, w którym odbywał się ten cyrk – relacjonuje na Facebooku żorska radna, Anna Gaszka.
Protestujący chcieli przedstawić swoje postulaty
Wśród postulatów znalazła się nie tylko kwestia fatalnych wynagrodzeń, ale również zapaść związana z odpływem nauczycieli z zawodu czy też zamach na edukację domową poprzez wprowadzenie zapisów, które uniemożliwią wielu tysiącom dzieci kontynuowanie nauki w dotychczasowej formie poza edukacja publiczną poprzez wymuszoną rejonizację i 21-dniowe okienko czasowe na przechodzenie na edukację domową.
Wicekurator Domański na moje pytanie, czy nauczyciele mogą liczyć na podwyżki odpowiedział: „przecież bardzo dobrze zarabiacie, rząd PiS dał Wam więcej niż inne rządy”. Potem sprostował „My dobrze zarabiamy”. I tu muszę się zgodzić z Panem Domańskim - PiS całkiem dobrze zarabia na Polakach. A tymczasem pensja nauczyciela zbliża się do minimalnej krajowej. Impreza dla PiS zamknięta, żeby nikt nie zadawał niewygodnych pytań. A kto siedział na sali ten powinien się wstydzić. My wiemy kto. Wstyd! – dodaje Anna Gaszka na Facebooku.
Minister Czarnek nie podszedł do protestujących
Doskonale znany żorzanom emerytowany pełnomocnika prezydenta ds. infrastruktury, Bronisław Jacek Pruchnicki szczegółowo zrelacjonował przebieg protestu, szczególnie część po zakończeniu spotkania w Sali Baletowej MOK-u.
Niektórzy uczestnicy spotkania rzucali głośno w naszym kierunku słowa „idioci”, „kretyni” itp.. Jeden z nich, z twarzą nienachalnie inteligentną, wyraźnie wskazującą na jego przynależność do pisowskiego betonu, oraz umysłem sięgającym nie dalej niż dna swojej kieszeni (typowy przedstawiciel grupy z gotową odpowiedzią „ale dajom”) podniosłym głosem zapytał jedną z uczestniczek protestu „czegoś Ci brakuje?!” Niewątpliwie temu Panu brakowało też kultury - wyjaśnił.
Grupa protestujących nie doczekała się nawet słowa ze strony Przemysława Czarnka.
Ochroniarze Czarnka wsiedli do busika i nie czekając na jego wyjście z MOKu busik zaczął odjeżdżać. Pomyśleliśmy, że pewnie Czarnek wsiądzie do busika od strony wejścia głównego więc szybko nasza ekipa się tam przeniosła. Ale busik nie zatrzymał się przy wejściu i pojechał dalej. Zapewne Czarnek wyszedł tym wejściem chwilę wcześniej, wsiadł do samochodu jakiegoś pisowskiego aparatczyka i do busika przesiądzie się gdzieś dalej. Tak czy owak mieliśmy satysfakcję: Czarnek stchórzył i uciekł – zakończył swoją opowieść Bronisław Jacek Pruchnicki.